Kompoty, dżemy, przetwory – zwykle kupujemy je w sklepach. Często kierujemy się ceną przy wyborze jedzenia w sklepie. Tymczasem tani dżem nie zawsze jest produktem dobrym. Zwykle ma mało owoców, dużo cukru i dodatki zapachowe, smakowe, zagęszczające. I chociaż nie namawiam nikogo, by wszystkie składniki diety przygotowywali samodzielnie, to jednak domowe powidła warto mieć w spiżarce. Dlatego, że są wyjątkowo smaczne, kojarzą się z babcią, ciocią, wakacjami na wsi, a nie są trudne do przygotowania… wymagają tylko czasu.
Tylko śliwki
Powidła mają jeden składnik – śliwki. Ich gęsta, mazista konsystencja wynika z długiego ich smażenia. Oczywiście nie tak dosłownie, bo nie wrzucamy śliwek na patelnię z olejem, ale do garnka, w którym na ogniu przez wiele godzin mieszamy śliwki.
Najlepsze są węgierki. Należy je umyć, wypestkować, wrzucić do garnka i na ogniu mieszać przez ok. 4 godziny. Jeśli śliwki zaczną się przypalać, trzeba je delikatnie, bez zdrapywania przypalenizny, przerzucić do innego garnka i znowu podgrzewać i mieszać. Niektórzy radzą, by skrócić proces gotowania, ale podgrzewać je po trochu przez 3-4 dni. Podczas smażenia śliwek całość zacznie gęstnieć, a gdy uzyskamy już gęstą, ciemnofioletową maź, wystarczy przełożyć je do słoików, mocno zakręcić i ustawić do góry dnem. Z 4 kilogramów śliwek uzyskamy 6 słoików o pojemności 300 ml. Jeśli mamy ochotę, możemy też do powideł dodać odrobinę cynamonu a nawet gorzkiej czekolady.
Oczywiście powidła śliwkowe są idealnym dodatkiem do kanapek z masłem lub twarożkiem, ale też jako dodatek do deserów: gofrów czy ciast. Nawet najlepsze powidła ze sklepu nie zastąpią tych samodzielnie usmażonych.
zdjęcia pochodzą z https://pixabay.com