Nad polskim morzem już w połowie wakacji widać większy ścisk, niż w porównaniu z rokiem poprzednim. Niektórzy twierdzą, że tłok na plaży to efekt niepokojów na świecie. Turcja, Tunezja, Egipt, do tej pory uwielbiane przez polskich turystów popadły w niełaskę ze względu na ryzyko ataków terrorystycznych. Do tego polskie rodziny dostały dodatkowe pieniądze na swoje wydatki i część z nich po raz pierwszy zabrało dzieci nad polskie morze. A tam? Brak miejsc parkingowych oraz lasy… parawanów.
Ciasno na parkingach i na plażach
Jadąc samochodem do kurortu mamy szansę na parking zlokalizowany przy miejscu, w którym mieszkamy. Jeśli do plaży jest blisko, zawsze możemy obładowani kocykami, parasolami i gumowymi zabawkami dojść do morza. Jeśli jednak musimy dojechać, pamiętajmy, żeby wziąć ze sobą gotówkę. Godzina parkowania na lokalnym parkingu w Dębkach czy Białogórze kosztuje około 3 zł, za dzień parkowania zapłacimy od 7 do nawet 15 zł. Nie parkujmy wzdłuż głównych ulic – bardzo możliwe, że szybko nasze auto zostanie odprowadzone na policyjny parking.
Zastanawiając się, gdzie pojechać nad morze, często szukamy pustych plaż. Nie łudźmy się, że w upalny weekend będziemy sami na piasku w Międzyzdrojach, Ustce, czy w Sopocie. W miejscowościach typowo wypoczynkowych pusto jest tylko w listopadzie… Lepiej wybierać malutkie miejscowości i plaże, do których trzeba dotrzeć przez las najpierw pokonując kilka kilometrów piechotą.
Pewne niedogodności…
A gdy już o lasach mowa – wiele osób narzeka na parawany. Parawan, czyli długa tkanina nawleczona na kijki wbijane w piasek ma na celu osłonięcie plażowiczów od wiatru. Jednak mamy wrażenie, że coraz częściej jest to przedmiot do grodzenia się od innych użytkowników plaży, często rozkładane są zupełnie bez umiaru zasłaniając widok i utrudniając dotarcie do plaży innym letnikom. Na parawany skarżą się też ratownicy, którzy mają problem z szybkim dotarciem do wody, by nieść pomoc. Używajmy więc ich z głową. Plaża jest dla wszystkich.
I ostatnia sprawa – pamiętajmy, że w lipcu i sierpniu jedynymi świeżymi rybami z Bałtyku są… flądra i śledź. Dorsza mogą łowić tylko niewielkie jednostki. Jeśli więc ktoś proponuje w restauracji świeże ryby, to najczęściej będą to ryby „świeżo wyciągnięte z zamrażalki”.